tomek reviewed Moienzi nzadi U wrot Konga by Tadeusz Dobrzanski
Zaskakująco uniwersalna, aktualna i poetycka opowieść Polaka o kolonizacji belgijskiej w Kongo.
5 stars
Krótka klimatyczna opowieść potrafiąca przenieść człowieka w przepastne i dziewicze rejony afrykańskich bezbrzeżnych lądów zagarnianych przez europejskie mocarstwa.
Autor zajadliwie krytykuje europejski „postęp” przywożony przez białych i opisuje trudy zarządzania masami czarnych wykorzystywanych przy rozładunkach statków i budowie sieci kolejowych, w których wyzyskiwaniu ma swój niemały udział (pomimo tego książkę konstatuje radą, by ci nie ulegali złudzeniu wyższości cywilizacji białego człowieka).
„Miesięcznie umiera ich około czterdziestu procent. A na ich miejsce przybywają nowi i nowi. Czarnych przecież jeszcze przez długi czas w Afryce nie zbraknie. Wyginie może w ten sposób kilka plemion, ale inne będą za to mogły korzystać z dobrodziejstw portu”.
„Pochyleni nad pulpitami urzędnicy, w szarych fartuchach, z palcami powołanymi atramentem, wpisują do ksiąg, jednakowych na całym świecie i na takie same rubryki wszędzie podzielonych, dźwięczne nazwy miejscowości, których nigdy w życiu nie ujrzą i o których nic więcej prócz nazwy się nie dowiedzą”.
„Cóż z tego, że nie znają postępu? Czy dzikością jest to, że są u siebie szczęśliwi? Czy też może to, że nie znają nauki, gazów trujących, nitrogliceryny, karabinów maszynowych i bomb lotniczych?”
„Dzienniki zapisują całe kolumny o tym, że specjalna misja lekarska wyjeżdża na Czarny Ład, aby zwalczać śpiączkę i elephantasis. Ale nikt nie wspomni o tym, jaki procent krajowców został zarażony przez białych syfilisem i innymi chorobami wenerycznymi.”
„Zamiast grać na odwiecznych tam-tamach będą kupowali patentowane amerykańskie gramofony.”
„Biali nauczyli ich wiary, z której sami niewiele sobie robią. Biali mondela pembe i białe mami idą w niedzielę na whisky and soda do hotelu ABC. Czarni Bantu modlą się w kościele o dobro dla wszystkich ludzi, czarnych i białych, bo wszyscy są równi”.