Cyrus Shams is a young man grappling with an inheritance of violence and loss: his mother’s plane was shot down over the skies of the Persian Gulf in a senseless accident; and his father’s life in America was circumscribed by his work killing chickens at a factory farm in the Midwest. Cyrus is a drunk, an addict, and a poet, whose obsession with martyrs leads him to examine the mysteries of his past—toward an uncle who rode through Iranian battlefields dressed as the angel of death to inspire and comfort the dying, and toward his mother, through a painting discovered in a Brooklyn art gallery that suggests she may not have been who or what she seemed.
Kaveh Akbar’s Martyr! is a paean to how we spend our lives seeking meaning—in faith, art, ourselves, others.
This guy crammed every “insightful” or “profound” observation or opinion he had when he was 19 into this semi-autobiographical “anti-hero,” a loathsome pretentious self-obsessed hipster.
Every page revealed new horrors of gobsmacking incompetence.
A character actually says “I remember [that thing] really heebying my jeebies” and doesn’t immediately get strangled.
There are three separate metaphors about “a bowl of milk”:
"Something delicate released in my chest, like a gold ring dropping in a bowl of milk."
"A few stars floated around like the last Cheerios in a bowl of black milk."
"Dark clouds against a bright sky, like blackberries in a bowl of milk."
Dosyć często wspomina się przy okazji recenzji debiutów powieściowych, że „pierwsza książka jest o samym pisarzu”. Często idzie to dostrzec w ostatnich latach, kiedy mamy do czynienia z przepychem powieści napisanych z narratorem pierwszoosobowym, co już zostało głośno zauważone chociażby przez O. Tokarczuk w jej mowie noblowskiej. Jednak tutaj nie stajemy przed obliczem zwykłego jednego z wielu głosów w „chórze solistów”, a narratorem opowiadającym nam niecodzienną historię.<br/><br/> Myślę, że „Martyr!” jest ważnym głosem w epoce rosnących nacjonalizmów, w czasie kiedy to kryzys kapitalizmu próbuje być ratowany z jednej strony lewicowo-liberalnymi pomysłami typu „bezwarunkowy dochód podstawowy”, a z drugiej, reprezentowanej przez wielki kapitał, za pomocą budowania nowego faszyzmu. Akbar w swojej pierwszej powieści pokazuje na podstawie tylko jednej historii, że nieuniknione są wszelkie migracje - zwłaszcza te z krajów „Bliskiego Wschodu” do imperialistycznych.<br/><br/> Za tym wszystkim stoi przede wszystkim tragedia jednostki - Cyrusa, który chwilę przed trzydziestką próbuje poukładać swoje życie, …
Dosyć często wspomina się przy okazji recenzji debiutów powieściowych, że „pierwsza książka jest o samym pisarzu”. Często idzie to dostrzec w ostatnich latach, kiedy mamy do czynienia z przepychem powieści napisanych z narratorem pierwszoosobowym, co już zostało głośno zauważone chociażby przez O. Tokarczuk w jej mowie noblowskiej. Jednak tutaj nie stajemy przed obliczem zwykłego jednego z wielu głosów w „chórze solistów”, a narratorem opowiadającym nam niecodzienną historię.<br/><br/> Myślę, że „Martyr!” jest ważnym głosem w epoce rosnących nacjonalizmów, w czasie kiedy to kryzys kapitalizmu próbuje być ratowany z jednej strony lewicowo-liberalnymi pomysłami typu „bezwarunkowy dochód podstawowy”, a z drugiej, reprezentowanej przez wielki kapitał, za pomocą budowania nowego faszyzmu. Akbar w swojej pierwszej powieści pokazuje na podstawie tylko jednej historii, że nieuniknione są wszelkie migracje - zwłaszcza te z krajów „Bliskiego Wschodu” do imperialistycznych.<br/><br/> Za tym wszystkim stoi przede wszystkim tragedia jednostki - Cyrusa, który chwilę przed trzydziestką próbuje poukładać swoje życie, odnaleźć sens istnienia, oddać swoim korzeniom to, co im zawdzięcza, a także to czego nienawidzi. Mamy zarysowaną historię uzależnień postaci, nieudanej miłości. Walkę z rodzinną traumą, brakiem obecności matki w dorastaniu; przez całe swoje życie Cyrus był wychowywany przez oziębłego ojca, którego egzystencja polegała na robocie w drobiu i piciem ginu przed telewizorem. Całą historia jego życia zostałą zbudowana na wielkim micie, którego ciężar musi dźwigać sam, bo ojciec umiera na początku jego drogi studenta.<br/><br/> Głód matki próbuje w końcu zaspokoić wizytą w brooklińskim muzeum, gdzie kilkakrotnie spotyka się z artystką o pseudonimie Orkideh. Tak naprawdę wtedy cała fabuła powieści nabiera właściwego tempa, takiego jakiego oczekują współcześni czytelnicy. Mamy do czynienia z tajemnicą, próbą jej rozwiązania, intelektualną wymianę zdań między Cyrusem, a Orkideh. Wtedy też dochodzi do peaku powieści.<br/><br/> Sporo w samej powieści smaczków - odwołań do pisarzy, historii Iranu, zagadnień wiary czy znanych intelektualistów. Sam Cyrus jest przecież filozofem - przedstawia czytelnikom rozległe pasusy o problemie istnienia czy znaczeniu śmierci; pragnie napisać wielką filozoficzną powieść o jej sensie. Przeraża go fakt, że mógłby umrzeć tylko z powodu „zwykłych” przyczyn biologicznych. Śmierć jednostki musi być znaczącym dla współczesnych symbolem, manifestem, który zmieni coś w świecie, pociągnie za sobą tłumy. Dlatego też przez całą powieść rozciąga się historia rodzinnej traumy - smierć matki Cyrusa w przypadkowym zamachu wojsk USA na irański statek powietrzny, którym ona akurat się znajdowała. Dla niego była to oczywiście tragedia, kształtująca jego dzieciństwo i dorosłość, lecz prócz kilku komunikatów dowódców amerykańskiego wojska i wzmianek prasowych do niczego wielkiego się nie przyczyniła.<br/><br/> Jest to więc powieść o rozpatrywaniu problemu „użyteczności śmierci”, kryzysie światopoglądowym młodych w ich latach dwudziestych, trudnych relacjach rodzinnych i konflikcie między imperialistycznymi Stanami Zjednoczonymi i Bliskim Wschodem w ogóle, a Iranem w szczególe. Jako czytelnik zostałem ukontentowany, tajemnica została rozwiązana, a wciągające dialogi sprawiły, że każda strona była przyjemnością.
My favorite parts of this book were dream sequences where the protagonist is dreaming about dialogues between all kinds of people (at one point, Lisa Simpson and Trump).
There's a deus ex machina that I didn't love, but the writing is great.
One of those books that is so beautiful, even when it makes you hurt. It’s the tenderness of the rose petal and the piercing of thorn all at once. Added to my list of all time favorites.
It was good! There was a plot point early on that kind of fucked with my suspension of disbelief and bugged me like a splinter the whole rest of the read, and some neatness in the plot that I wasn't totally buying/in the mood for. But I'm a sucker for expert prose, subtly handled subject matter, and readability so it won me over.
What a pity. It started so well, so funny and meaningful. And throughout, there were really deep and wonderful sentences. But there was just so much going, the main character, flashbacks to different characters, the Iran war, the downing of Flight 655, imagined dialogues between characters and famous people, excerpts from an imagined book etc. etc. It's a credit to how good of a writer Akbar is that it stays coherent. But to the end the story gets even more soap-opera and it just is not great.